(fantasy)

Czarna
XV

– Nie widziałem ich jeszcze i niekoniecznie też chciałbym je kiedykolwiek spotkać. Jednakoż moim skromnym zdaniem wygląda to właśnie jak ich robota. – W Starym Świecie, za Az’Rhat, też nieczęsto się wilkołaki spotyka. – Pułkownik obrzucił Raymonda pełnym zwątpienia spojrzeniem. – Nie mówię wszakże nie. Dlaczego jednak, nie mając z nimi nigdy do czynienia, upieracie się, że to ich dzieło? Czarną odesłali wcześniej do kuchni, pewnie by jej nie wystraszyć. Ja zaś siedziałem i przysłuchiwałem im się ze zdumieniem. – Nie, nie miałem. Jednakoż nim wy się pojawiliście, jako pierwsze dotarły do nas elfy. Ponoć to one właśnie otworzyły bramę, cokolwiek to oznacza, przez którą teraz każdy, kto popłynie wystarczająco długo na zachód, dotrzeć może na tę waszą pustynię. – Frys podniósł rękę, by nie wchodzić mu w słowo. – Wiem, że to wam jest znane. Prawię jednak nieco obszerniej, ażeby i nasz Śtuder zaznajomił się z tematem. Zagryzłem nieco wargi. Drań na siłę stanowił się moim mentorem. Nie, żebym nie skorzystał, ale wciąż podchodziłem do niego mocno nieufnie. – Może się to przydać, bo głowę ma na karku, choć w gorącej wodzie kąpany – uśmiechnął się Pułkownik. – Taki i mi cel przyświeca – pokiwał mu w odpowiedzi dyplomata i dalej ciągnął swój wywód. – Jeden z owych elfów był moim osobistym gościem. Powymienialiśmy się nieco wiedzą, nim otrzymali zgodę, by się u nas osiedlić. Król Gobert nie widział w tym problemu, bo i siedzibę w północno–zachodnich, trudno dostępnych górach mieli pobudować. Takoż i się stało. Zajęli niegościnne ziemie, chronią przy okazji nasz fragment morza i nawet daninę, większą niż inni, w czas opłacają. Ale… Raymond zawiesił na chwilę głos i pokręcił lekko głową. Namyślał się może, ile wolno mu powiedzieć. – Problem w tym, że teraz w obrębie Fryslandów pojawiło się obce kulturowo, niemal niezależne miasto, które się nie asymiluje. Z czasem, nieważne już jak długim, wpadną na pomysł suwerenności. – Rozumiem twe obawy – wtrącił centaur. – W Starym Świecie te długouche cholery zawsze się izolowały, zadzierając przy tym wysoko swe nosy. Nie słyszałem wprawdzie, by złamały kiedykolwiek dane słowo, ale nigdy też, w dłuższym czasie umowy z nimi nie były dla drugich korzystne. A… – podrapał się po krótkiej brodzie – na szczęście nie ma ich zbyt wielu. Jak nas… Jak nikogo, ze starszych ras… – Wracając do meritum, wywiedziałem się od niego dość dużo szczegółów. W tym, jak i rozpoznawać co podlejszą działalność niespotykanych u nas stworzeń. Czy to ludzkich, czy nieludzkich. To takie moje… hobby. I jeśli coś tak rozszarpie zdobycz jak wataha wilków, ale będzie potrafiło ją potem ukryć przed wzrokiem tych, którzy, być może, poszukiwaliby ciała, to jest duża szansa, że to wilkołak. A pora księżyca do tego też odpowiednia. – Mimo wszystko pozwólcie, że jutro wybiorę się tam i też rzucę okiem na grób Zekzaka. Jemu samemu także się to należy. Zjedziemy jednak przez wieś. Jak wiecie, wspinaczka nie jest naszą mocną stroną. Może Śtuder konno by mi towarzyszył, by nie było kłopotu z odszukaniem miejsca? – Dobry pomysł – zgodził się za mnie Raymond. – Ja tu zostanę porządku pilnować i z chłopami się rozliczyć. A może i znowu dogadać? – Oni nie powinni być już dawno odprawieni? Dwa dni mieli wszak odrabiać przewiny – wtrąciłem się bardziej zaciekawiony, niż zirytowany faktem, że mną tak rozporządzał. – Dawno też je odrobili – uśmiechnął się z zadowoleniem Frys. – Ale zaoszczędziłem niemało dzięki temu na transporcie. Akurat tyle, by kolejne dwa dni ich pracę opłacać. Nie dosyć, że karę nałożył, to jeszcze zyskał drugie tyle na ich pracy. Choć już nic nie rzekłem, mimowolnie pokręciłem z podziwem głową. – A co z wypatrywaniem księżniczki? Wszystko już na jej służkę składacie? Wszakże w tym właśnie celu miałem tu z wami, panie, przybyć? Raymond przyjrzał mi się z uwagą. Na tyle długo, że znów poczułem się nieswój i odruchowo już sprawdziłem, czy sztylet księcia jest na swoim miejscu. – No właśnie. Ja tu tak za ciebie decyzje podejmuję, a nie zapytałem jeszcze, jakie ty masz plany. Co do Rychezy, i owszem, jej dwórka wystarczy. Mniemam, że zna ją lepiej od ciebie. Jednak z porażką już się chyba pogodziłem. Trzy dni minęły, nim ostatni uciekinier na przełęczy zawitał. A słuchy też mnie dochodzą, że część z tych przeprawionych, niedługo wracać zamierza. Tym bardziej twoich planów ciekawym. Zatrzymałem cię wszakże w drodze do mego kraju. Frys uniósł wysoko brwi i zrobił tak szczerze zaciekawioną minę, że niemal wybuchnąłem mu w twarz śmiechem. Ten, który rozdawał role na niejednym dworze, który często doradzał o wojnie lub pokoju, którego słowo ważyło o niejednym życiu lub śmierci, który dopiero co za mnie decydował, ten właśnie człowiek zapytał mnie najniewinniej w świecie o moje plany. Co więcej, czekał na moją odpowiedź. Hmm, a może ludzie przypisywali mu zbyt wiele złego? – Prawdę rzekłszy, nie wędrowałem do was, a raczej miałem zamiar zaszyć się w górach na czas jakiś i wiosną zorientować się, co w stolicy się dzieje. Znajomość w wiosce bacy Macieja miała mi w tym nieco pomóc. Zamyśliłem się na chwilę. To nawet nie były plany. Gdy porywałem księżniczkę, nie wiedziałem jeszcze co dalej począć. Gdybym jej to uczciwie powiedział, z pewnością by ze mną nie uciekła. Tak, okłamałem ją. Byłem przy śmierci jej ojca. Przepędziłem nawet jego zabójcę. Lecz książę nie miał już sił nic mówić. Dał mi tylko ten sztylet i… wydawało mi się, że widzę w jego oczach prośbę. Dziś sobie mówię, że na pewno chciał, bym się zaopiekował jego córką. Tylko ona szczęśliwie była poza dworem. Wróciła z przejażdżki już w towarzystwie swego stryja i jego wojsk. – … tedy zapraszam w imieniu króla Goberta. Raymond patrzył na mnie wyczekująco. – Coś mi zaoferował. Pioruna, nie słuchałem! Wstyd się przyznać. Może zapraszał na ich dwór? Ale jako kogo? I za co? Przecież miałem to z Czarną ustalić. Jednakże ona właściwie chciała, bym jej przedstawił gotowe plany... – Dziękuję panie. Jako ten w gorącej wodzie kąpany powinienem odpowiedzieć od razu. By jednak wasze nauki nie poszły w las, pozwólcie, że sobie to jutro w czasie drogi poukładam. Lekki uśmiech zniknął z jego twarzy, ale kiwnął głową spokojnie. Postanowiłem przeoczoną propozycję wydobyć jutro od Pułkownika. (23:52 22.07.2020)